23 grudnia Karolina poprztykała się przez telefon ze swoją starszą siostrą, Martą.
W zasadzie poszło o sprawę, którą dałoby się na pewno jakoś rozwiązać. Ale powiedziały sobie kilka gorzkich słów i Karolina uniosła się honorem, w rezultacie spędzając Wigilię za granicą bez rodziny.
Teraz jednak zastanawia się, czy forsowanie przyjazdu na ostatnią chwilę z Paulem naprawdę było tego warte. Brakowało jej świątecznej polskiej atmosfery, pastorałek, przy których Marta zawsze trochę fałszuje, zapachu choinki prosto z lasu i pysznych potraw, które jednak nie smakują w Wielkiej Brytanii tak, jak w kraju. Nie mówiąc już o spotkaniu z bliskimi…
Z drugiej strony, czy Marta nie mogła po prostu zachować się przyzwoicie? W końcu Święta to jednak szczególny czas w roku.
No ale wyszło, jak wyszło. I teraz powstaje pytanie: jak to wszystko naprawić?
KAROLINA
Zbierałam się kilka dni, żeby zadzwonić do Marty z tym zapytaniem. Przeczuwałam, że nie będzie zachwycona. Ale do głowy by mi nie przyszło, że tak stanowczo powie „nie”.
Od odejścia rodziców trzy lata temu, spędzamy Święta u niej w domu, który - przyznaję - ma ograniczoną przestrzeń. Dla pary z nastoletnim synem jest jednak zupełnie wystarczający, a kiedy wpadam ja, zazwyczaj okupuję salon przez te kilka dni. Wtedy i tak żadne z nich nie pracuje, a młodzież - w sensie Antek - ma wolne w szkole.
Fakt, mogłam poinformować Martę wcześniej, bo lot mieliśmy już następnego dnia, czyli rano w Wigilię. Ale nie wydawało mi się, że przyjazd z moim nowym partnerem będzie aż takim problemem. Jego rodzina nie obchodzi hucznie Świąt w Wielkiej Brytanii, a wyjść do pubu ze znajomymi może przecież w każdy inny dzień. Chciałam mu po prostu pokazać, jaką mamy w Polsce fajną tradycję. I szczerze mnie zaskoczyło, że dał się namówić.
Z tym że może powinnam go była jednak posłuchać i najpierw przedyskutować temat z Martą, zanim kupiliśmy bilety?... No ale to przecież moja siostra!
Marta co prawda twierdzi, że jej odmowa nie miała nic wspólnego z brakiem miejsca w domu, a moim - cytuję - „beztroskim podejściem do tematu”. Dobra, znamy się z Paulem dopiero od miesiąca, ale jest dla mnie ważną osobą. Trochę to nie fair, że muszę decydować, czy wybrać na Boże Narodzenie spędzenie czasu z rodziną, czy z partnerem, prawda?
Mam też takie nieodparte wrażenie, że Marta nie akceptuje Paula, bo: a) ma wszędzie tatuaże („Co powiedzą sąsiedzi?”), b) jest weganinem („To co ja mu mam przygotować na Wigilię???”) i c) pracuje jako freelancer w branży filmowej („Jednego Woody’ego Allena już na świecie mamy”.).
Aha, no i - rzecz jasna - nie mówi po polsku. Ona i jej mąż Krzysiek nie mówią z kolei biegle po angielsku. Ale przecież tłumaczyłabym wszystko na bieżąco. A Antek mógłby sobie poćwiczyć z native speakerem to, czego nauczył się na prywatnych lekcjach. Ponadto pograliby sobie bankowo z Paulem na konsoli - do tego nie potrzeba znać języka obcego. W czym tu problem?
I jeszcze usłyszałam, że takie rzeczy powinno się jednak planować z większym wyprzedzeniem. W tym roku na Wigilii mieli być też rodzice Krzyśka i jego brat bliźniak, który właśnie się rozwiódł. To chyba żadna różnica, jeśli będzie o jedną osobę więcej? Jak to się mówi ładnie po angielsku, „the more, the merrier” (w wolnym tłumaczeniu, „im więcej ludzi, tym weselej”). A już szczególnie w Święta.
Wbrew temu, co twierdzi Marta, nie oczekiwaliśmy wcale z Paulem ani szczególnego traktowania, ani prezentów. I przecież dołożyłabym się do wydatków, bo wiem, że przygotowanie Wigilii nie jest wcale takie hop siup…
Naprawdę nie wiem, dlaczego Marta tak się zdenerwowała.
MARTA
Kocham Karolinę, bo to moja siostra. Ale nie mogę wprost znieść, kiedy wyskakuje z takimi szalonymi pomysłami. To już nie pierwszy raz. Najwyższy czas, żeby zaczęła brać pod uwagę uczucia innych, zamiast myśleć tylko o sobie i własnej wygodzie.
Ja nie miałam takiego łatwego życia, jak ona - oczko w głowie rodziców. Ode mnie oczekiwali, że będę świecić przykładem. Dobrze ułożona, z najlepszymi wynikami w szkole i na studiach, wymarzona praca i idealna, własna rodzina. Karolinie za to pozwalali na wszystko: imprezy, wycieczki ze znajomymi i inne typowo nastoletnio-studenckie szaleństwa. I tak już zostało, nawet po ich odejściu. To zawsze ja mam być tą poważną, ogarniętą osobą. A Karolina wjeżdża radośnie na gotowe.
Trochę mi tylko szkoda tego Bogu ducha winnego chłopaka, bo to o niego głównie poszło. I nie, wbrew temu, co myśli Karolina, nie o kasę tu chodzi. Bo zrobić jedną porcję więcej, to nic takiego. Ale ja się kompletnie nie znam na tym, co jedzą weganie. A wśród przedświątecznego pośpiechu trochę już nie mam głowy do tego, żeby się nad tym zastanawiać. Nie mówiąc już o tym, żeby pójść na ostatnie zakupy. Gdyby Karolina łaskawie pojawiła się wcześniej niż w Wigilię, to sama mogłaby się tym zająć.
Chętnie bym też Paula przyjęła pod nasz dach, ale dowiedziałam się o ich przyjeździe dzień przed Świętami. Ani ja, ani Krzysiek, ani nawet Antek nie czulibyśmy się komfortowo we własnym domu, gdyby (jednak obcy) mężczyzna spał w naszym salonie. A na zarezerwowanie noclegu w innym miejscu już trochę za późno. Hotele co roku wykorzystują sytuację i tak windują ceny w Krakowie, że nikogo na to nie jest stać.
Do tego dochodzi jeszcze kwestia komunikacji. Karolina ma szczęście, że swobodnie mówi po angielsku. W końcu mieszkanie w Londynie od dekady do czegoś zobowiązuje. Ale powinna też wziąć pod uwagę, że rodzice i brat Krzyśka też nie znają języków obcych. I jestem przekonana, że Paul czułby się lekko wykluczony, nie rozumiejąc ani jednego słowa w naszym języku. Bo rozmowa przy stole raczej toczyłaby się po polsku.
Nie ma to też nic wspólnego z tym, jak Paul wygląda i co robi! Co prawda rzadko widuje się u nas ludzi wytatuowanych od stóp do głów, ale to przecież nie świadczy w ogóle o jego charakterze. Karolina przeinaczyła moje słowa. A Woody’ego Allena wrzuciłam do konwersacji, bo akurat tego reżysera naprawdę szanuję.
Koniec końców, nie chciałam, żeby tak radykalnie wyszło. Ale Karolina jest strasznie uparta i nie da sobie nic powiedzieć.
KAROLINA
Rozmawiałam z Paulem.
Wygląda na to, że on się w ogóle nie czuje urażony. Co więcej, jest mu głupio, że stał się powodem tego nieporozumienia. Uważa, że to ja powinnam się odezwać do Marty i ją przeprosić, również od niego. Twierdzi, że miała swoje powody, żeby podjąć taką decyzję. A ja powinnam spróbować ją zrozumieć, zanim uniosłam się niepotrzebnie dumą. I ogólnie w życiu podejmować jednak bardziej przemyślane decyzje…
Głupio wyszło, nie da się ukryć… Chyba zadzwonię dziś do Marty i postaram się jej to wszystko wytłumaczyć.
MARTA
Przemyślałam temat.
I stwierdzam, że nie powinnam się jednak tak kategorycznie wypowiadać. W końcu Karolina jest dorosła i ma prawo do organizowania sobie życia, jak chce. Byłoby miło, gdyby czasem wzięła plany innych pod uwagę, ale to w końcu moja jedyna rodzina. Dalibyśmy wszyscy radę jakoś przez te kilka dni. I fajnie by było poznać Paula, jeśli już zdecydowała się nam go przedstawić. To w końcu bardzo poważny krok w związku.
Dobra, nie ma co się obrażać. Może zaproponuję jej dziś przez telefon, żeby przyjechali do nas razem na Sylwestra?
—--
Jak się pewnie domyślasz, powyższa historia nie wydarzyła się naprawdę. Co nie oznacza, że nie mogłaby się kiedyś zdarzyć. Być może nawet któraś z nas przerabiała już podobny scenariusz.
W trakcie magicznych Świąt Bożego Narodzenia takie niezręczne sytuacje przeżywamy jednak bardziej niż zwykle. To w końcu czas, kiedy staramy się przede wszystkim być lepsi, dla wszystkich dookoła oraz dla samych siebie.
W Polsce mamy taki piękny zwyczaj zostawiania na Wigilię wolnego miejsca dla niespodziewanego gościa lub zagubionego wędrowca, który w każdej chwili może zapukać do naszych drzwi. I nigdzie nie jest szczegółowo napisane, jakie parametry ma spełniać taka osoba. Bez względu na to, czy to mężczyzna, czy kobieta, w eleganckim ubraniu czy spranym dresie, preferujący/a rybę po grecku od karpia w galarecie, czy słuchający/a Radia 357 zamiast rozgłośni Nowy Świat, tradycja nakazuje przyjąć taką osobę i poczęstować ją świąteczną kolacją.
Ale czy nie powinno być tak przez cały rok?
Prawda jest taka, że relacje międzyludzkie to fascynujący, a jednocześnie dość skomplikowany temat. Nieporozumienia biorą się zazwyczaj stąd, że życiowe sytuacje analizujemy pod kątem własnych wartości i przekonań oraz przez pryzmat własnych doświadczeń, które - nie ma się co oszukiwać - wydają nam się lepsze lub ważniejsze od innych. To bardzo ludzka cecha. I stąd właśnie trudno nam czasem zrozumieć, że oprócz białego i czarnego, może jeszcze przecież istnieć wersja szara.
Nie zapominajmy więc o tym, że nasze spojrzenie na świat jest tylko jednym z wielu. Nie warto z góry zakładać, że znamy powody, dla których nasi bliscy podejmują konkretne decyzje lub zachowują się tak, a nie inaczej. Kryje się za tym zazwyczaj wiele zupełnie czasem dla nas niezrozumiałych powodów.
Można to pięknie podsumować maksymą, która jest światełkiem przewodnim naszej marki: “Bądź inspiracją, a nie konkurencją”. Bo jeśli mamy fundamentalnie odmienne zdanie na jakiś temat, najlepsze, co możemy wtedy zrobić, to wzajemnie się wspierać, a nie udowadniać tej drugiej stronie, że nasza racja jest tą właściwą.
Rozmowa i otwartość na “inność” to także podstawa do nawiązywania i podtrzymywania wartościowych relacji międzyludzkich. Dlatego w naszej opowieści siostry jednak zorientowały się, że są w życiu rzeczy ważniejsze niż uparte obstawanie przy swoim.
W nowoczesnym wydaniu takie podejście nazywa się tolerancją oraz inkluzywnością. I tego właśnie życzymy Tobie i sobie - nie tylko przy wigilijnym stole.