blue shadow

Jak się projektuje marzenia?

W październiku 2021 mija osiem lat od kiedy jesteśmy z Tobą. [Fanfary!!!] Z całego serca dziękujemy Ci za to, że nam zaufałaś i że nas wspierasz, zarówno w tych dobrych, jak i w tych trudnych chwilach. Bez Ciebie nie byłoby blue shadow.

Trochę się już spotykamy przy różnych okazjach na naszym blogu i tak sobie pomyślałyśmy, że - przy tej wyjątkowej okazji - fajnie by Ci było opowiedzieć Ci coś więcej o kobietach, które stworzyły naszą markę. Dlatego usiadłyśmy do szczerej rozmowy z Sarą i Romą. Opowiedziały nam w niej o swoim procesie twórczym, życiowych inspiracjach, spojrzeniu na świat mody oraz wyzwaniach, które stoją przed nimi każdego dnia.

To jak to właściwie było z powstaniem brandu 'blue shadow'?

Roma: Ja mam takie wrażenie, że to było w poprzednim życiu. Bo zaczynałyśmy dawno temu, w poprzedniej dekadzie, od szycia męskich koszul...

Wydaje mi się, że tę fascynację ubraniami wyssałyśmy z mlekiem mamy. Nasza (moja i Sary) mama ma niesamowite wyczucie estetyki. Kiedyś sama też szyła, jest niesamowitą pasjonatką mody, wymyślała różne kreacje. Szczególnie, że za czasów jej młodości o wiele ciężej było zdobyć fajne ciuchy, a nasza mama zawsze wyglądała super, bo ona sama sobie to wszystko tworzyła w większości przypadków.

Sara: To prawda. Odkąd pamiętam, ja zawsze chciałam robić coś związanego z modą. I w zasadzie nie chodzi tylko o projektowanie. Uwielbiam stylizacje, uwielbiam mieszać ze sobą style, a przede wszystkim ubierać siebie i ludzi... lubię przełamywać pewne schematy.

Na moich studiach projektanckich były też takie zajęcia, które w zasadzie polegały na tym, żeby zrobić “coś z niczego”. A ja miałam na to zawsze milion pomysłów. I tak już zostało.

Roma: No więc na samym początku istniały sklepy blue shadow, ale nie były markowe. To były raczej ubrania, które sprowadzałyśmy z innych krajów (np. Wielkiej Brytanii, Włoch). I my je łączyłyśmy w stylizacje na potrzeby klienta.

Ta chęć stworzenia brandu wzięła się stąd, że – pracując w modzie – Sara i ja zawsze chciałyśmy szyć własne produkty. Zauważyłyśmy też, że jest luka na rynku, jeśli chodzi o rozmiary. Często np. zdarza się, że kobieta jest wysoka i dobrze zbudowana, a rozmiar XL jest dla niej za mały. A jak już były takie większe rozmiary, to to wszystko było takie nudne i jednostajne, takie trochę babcine. I my postanowiłyśmy to zmienić.

Początek brandu to był rok 2013/2014, kiedy powstała pierwsza kolekcja kapsułowa. Pamiętam, jak dziś, kiedy budowałam „ścianę” z pierwszymi stylizacjami i tam były wszystkie produkty blue shadow... to było takie... wzruszające. Nie mogłam w to uwierzyć.

A był taki moment, kiedy wyczułyście, że jesteście już taką marką, że - robiąc coś zupełnie swojego - kobiety za Wami pójdą?

Roma: To się stało chyba wtedy, kiedy poddałyśmy się ocenie, audytowi całej firmy Monice Kapłan – guru marketingu modowego, która współpracowała też ze znaną polską grupą odzieżową LPP. Byłyśmy u niej kiedyś z Sarą na warsztatach i zaprosiłyśmy ją do współpracy.

To był taki przełomowy moment, bo byłyśmy z Sarą bardzo zmęczone, jakby przestało nam to wszystko sprawiać radość. Zaczęły wtedy powstawać sklepy franczyzowe, przybyło nam wielu partnerów biznesowych, z których każdy miał bardzo wysokie wymagania i oczekiwania. A my starałyśmy się wszystkich zadowolić i byłyśmy jak chorągiewki na wietrze. Ten chciał taką spódnicę, tamtemu ona się nie podobała... i kolekcja się strasznie powiększała... Można było po prostu zwariować, bo tak się po prostu nie da. Tylko my nie wiedziałyśmy w ogóle, jak to wszystko poukładać.

Współpraca z Moniką Kapłan sprawiła, że zaczęłyśmy wierzyć w to, że to my możemy coś wykreować, a nie tylko słuchać zdania innych. Że to my mamy dawać pomysły, pokazywać własne kreacje, a Ci „właściwi” klienci, którzy myślą podobnie, jak my, sami do nas przyjdą. I to się zaczęło powoli dziać.

Monika powiedziała nam wtedy jedną ważną rzecz: „Dziewczyny, Wy macie w duszy boho”. To zawsze gdzieś tam w nas siedziało. Tylko musiałyśmy do tego przekonać siebie same na początek. Bo nasz styl to przede wszystkim kobiecość, swoboda, zwiewność. I wygoda przede wszystkim. I tego się trzymamy.

Bo prawda jest taka, że jeśli robisz coś od serca, to efekty tego prędzej czy później przyjdą. Trzeba tylko mieć cierpliwość i na to poczekać. Konsekwencja i wytrwałość w działaniu liczą się przede wszystkim.

To prawda. I od tego czasu marka bardzo się rozwinęła. Natomiast każda z Was zajmuje się zupełnie inną rzeczą w firmie. Jakie są Wasze role?

Sara: Ja powiem krótko: „popełniam” większość projektów ubrań. A projektowanie to dla mnie inaczej przenoszenie świata marzeń w świat realny i upiększanie rzeczywistości. I to jest właśnie moja praca – projektowanie marzeń.

Roma: Ja mam taką rolę, którą nazywam artysta-biznesmen... ktoś to kiedyś tak ładnie określił. I to jest takie najbardzej chyba rzadkie połączenie, jeśli chodzi o osobowość. Często, kiedy ktoś jest bardzo kreatywny, z biznesem nie ma wiele wspólnego. Zdarzały się, niestety, przypadki w świecie mody, kiedy bardzo znani projektanci musieli pożegnać się ze swoimi wspólnikami w nieprzyjemnych okolicznościach. Bo zawierzyli im w kwestiach biznesowych i finansowych, na których się w ogóle nie znają, i bardzo się rozczarowali...

Ja sama lubię robić analizy, sprawia mi to naprawdę przyjemność, jestem do tego stworzona. Uwielbiam potem przekładać te rzeczy na tę kreatywną stronę, np. VM [visual merchandising, czyli wizualną ekspozycję produktów]. Dlatego w firmie pełnię kilka twórczo-decyzyjnych funkcji. Począwszy od struktury kolekcji, którą tworzymy wspólnie z Sarą, opierając się, oczywiście, na statystykach i analizach z rynku, na poprzednich latach i potrzebach bieżących. Oprócz tego, odpowiadam także za wszystkie dodatki: torebki, akcesoria, które są potem dopasowywane do stylizacji. A po trzecie, zajmuję się całym VM, współpracując blisko z działem marketingu. Cały plan i strukturę, wszystkie promocje i akcje tworzymy wspólnie, ale ja odpowiadam za całokształt.

 

Co sprawia Wam szczególną radość w pracy?

Sara: Mnie ogólnie fascynuje człowiek i jego zachowania, zarówno z punktu widzenia psychologii, jak i pod względem kulturowym. No bo jesteśmy z jednej strony tak bardzo różni, a z drugiej tak bardzo podobni. Mamy tak naprawdę takie same potrzeby... przynajmniej te najważniejsze. Każdy z nas chce kochać i być kochanym... to tak w wielkim skrócie. Ale to nas do siebie właśnie zbliża.

Roma: Najważniejsze dla mnie, dla nas jest budowanie relacji z klientkami. My tego nie traktujemy jako sprzedaż, ale jako spotkanie z drugim człowiekiem. Dziewczyny przychodzą często do nas do sklepów i spędzają w nim kilka godzin z naszymi doradcami, bo się tam po prostu dobrze czują. A potem, kiedy dostaną pozytywny feedback od kolegów z pracy czy rodziny, to wracają do nas chętnie, przyprowadzając też często nowe klientki. I o takie relacje nam chodzi.

Ja uwielbiam spotkania z klientkami. Bo one dają mi taką nadludzką, nadzwyczajną moc. Zawsze mam potem taki doładowany akumulator, że mogę pracować dzień i noc. My robiłyśmy czasami z Sarą takie spotkania, proponując stylizacje dla klientek. Zapraszałyśmy do sklepów, było ciacho, kawka, dużo pozytywnej energii i śmiechu... i czasami były nawet łzy szczęścia... Niejedna klientka przechodziła totalną metamorfozę, bo udało nam się ją, przykładowo. przekonać, że dobrze wygląda w skórzanych spodniach albo nietypowej długości sukienki.

A co jest właśnie innego w stylu blue shadow, co Was wyróżnia wśród innych marek? Jak byście to określiły?

Sara: W naszych projektach często pojawia się inspiracja tzw. ulicą. Dla mnie moda uliczna jest takim kluczowym wybiegiem. Bo pokazy mody to zazwyczaj zupełnie coś innego: są tam piękne, zgrabne dziewczyny, wszystko jest tak doskonale opakowane. A ulica to wszystko weryfikuje i przetwarza na coś jeszcze bardziej użytkowego. I to jest dla mnie niesamowite. 

Ja uwielbiam eklektyzm, a to też jest też taka nasza cecha rozpoznawcza. Łączenie w sobie tego, co jest związane z tradycją i podróżami do dalekich krajów, na przykład, z elementami współczesnymi i funkcjonalnymi. To są takie ponadczasowe wartości.

Czerpiemy też dużo z rozwiązań życiowych, że tak powiem. Chodzi o to, żeby te rzeczy, które projektujemy, sprawdzały się w życiu, były funkcjonalne, wygodne. Żeby to nie była jedna sukienka na jedno wyjście, tylko żeby miała wiele twarzy. I ta wielofunkcyjność też nam przyświeca przy tworzeniu i projektowaniu ubrań.

Roma: To jest temat, który zawsze mnie fascynuje, tzn. opinia klientów o nas. Pomimo tak dużej konkurencji na rynku i dostępności ogromnej ilości produktów (i polskich, i zagranicznych firm, a nawet ogromnych korporacji), nam udaje się mieć na rynku opinię, „wy jesteście tacy inni”. To słyszymy często i wielokrotnie.

Sara i ja po prostu nie boimy się eksperymentów, takiego zbuntowanego podejścia, łamania schematów. My łączymy ubrania w zestawy kolorystyczne, tworzymy całe stylizacje. To nas przede wszystkim mocno wyróżnia: jako marka odzieżowa i producent polski tworzymy pełną kolekcję, co jest bardzo rzadkie w naszym kraju. Polscy producenci zazwyczaj bardzo się specjalizują, np. tylko w biznesowych kreacjach, albo mają w swojej kolekcji tylko spodnie, szyją wybiórczo jakąś część asortymentu. My porwałyśmy się na stworzenie brandu, poszłyśmy bardziej szeroko. I wprowadzamy tak naprawdę 5-10 nowych produktów do naszej oferty tygodniowo. Bo każda modyfikacja, dodanie szwu, rozcięcia, koronki powoduje, że powstaje już zupełnie inny model.

Sara: Ponadto, nasz styl boho, czyli „bohemian”, nas w niczym nie ogranicza. To jest wolność w myśleniu, tworzeniu, łączeniu stylów. Jeśli chcemy, na przykład, włożyć sportowy but albo kurtkę do zwiewnej sukienki, to to ubieramy. A jeśli chcemy tę samą sukienkę założyć na jakieś wyjście, to też pasuje – zmieniamy tylko buty, fryzurę czy makijaż. Boho takie właśnie jest.

Czy możecie uchylić rąbka tajemnicy, jak powstają Wasze kolekcje?

Sara: Tu raczej wszystko zaczyna się ode mnie. Mam dużą swobodę w decydowaniu o ogólnym kierunku artystycznym, w którym chcę podążyć.

Podczas tworzenia kolekcji wizerunkowej, samego zamysłu, wolę być sama, bo wtedy moje decyzje nie są niczym zakłócone. Świat wyobraźni, czyli świat twórczości, jest tylko mój. Wtedy mi się najlepiej tworzy. Dla mnie inspiracja to jest proces, który wymaga kontaktu z samym sobą. To jest trochę jak taka niekończąca się energia, które wypływa ze środka. Ona się po prostu bierze z otaczającego świata i przychodzi z naprawdę różnych stron. Nagle coś zobaczę, może to być jakiś kwiatek albo szczególny układ chmur... to może być też myśl, która przychodzi mi w danej chwili do głowy i – dzięki skojarzeniom – idzie w jakimś kierunku.

Dużo inspiracji pojawia się też, kiedy robię coś, co nie do końca jest związane z modą - wtedy najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy. Wpadam na jakiś pomysł, na przykład, kiedy jadę samochodem... albo kiedy lecę gdzieś dalej samolotem. Czasami nawet chodząc sobie po lesie albo z moim psem Hugo na spacerze... Inspirują mnie też targi i wizyty w manufakturach tkanin, kiedy mogę zobaczyć i dotknąć materiały. Jak każdy projektant, obserwuję też trendy i tendencje na kolejne sezony...

To jest wszystko taki zlepek informacji. Można powiedzieć, że z takiego chaosu informacyjnego powstaje wartość, nowa jakość, innowacja.

A kiedy mam już gotowy cały zamysł, jestem go pewna i wiem, jaką ma mieć formę, to planujemy spotkanie w większym gronie w firmie. Wtedy przedstawiam swoją wizję całej ekipie i ją omawiamy. Robimy wtedy taką burzę mózgów, spisujemy sobie różne pomysły na dane zagadnienie.... I ten zamysł wtedy ewoluuje w różne strony.

No właśnie, skoro już przy ekipie jesteśmy. Jak wyglądają Wasze relacje z innymi pracownikami blue shadow?

Sara: Ja bardzo szanuję wszystkich, z którymi pracuję. Mimo że czasami możemy się w czymś nie zgadzać, to ja skupiam się bardziej na tym, co każdy człowiek wnosi do mojego życia lub do firmy. To pozwala mi budować dobre relacje oraz współpracę z ludźmi. I doceniać ich wkład. 

Oczywiście, te refleksje przyszły z czasem. Nikt z nas nie jest ideałem, ja też popełniłam kilka istotnych błędów w życiu... w kontekście zarządzania i nie tylko. Ale ludzie z natury uczą się na błędach. I te życiowe lekcje pozwoliły mi zmienić swoje zachowanie. Mogę teraz spokojnie powiedzieć, że poprzez pracę nad sobą udało mi się dojść do takich wniosków i takiego modelu budowania relacji w życiu, zarówno prywatnym, jak i zawodowym. Natomiast nie jest też tak, że robię to, co chcę. Czasami mam też wątpliwości i wtedy lubię to „skonsultować”.

Roma: Dokładnie. Tylko dzięki wsłuchiwaniu się w pomysły i sugestie nie tylko naszych klientów, ale też współpracowników możemy poznać prawdziwe potrzeby ludzi, bo nasza firma ma kilka rozproszonych działów. To też sprawia, że trochę bardziej się czujemy jak rodzina. My często rozmawiamy też ze współpracownikami o trudnych rzeczach, o tym, co komu nie pasuje... czasem są łzy i to też jest oczyszczające. I często też celebrujemy, np. osiągnięcie wyznaczonych celów.

Ponadto, ja się nie wtrącam do pracy ludzi, którzy są ekspertami w swojej dziedzinie. Ale jeśli potrzebują mojej pomocy albo spada nam produktywność, to siadamy wspólnie do konstruktywnej dyskusji nad tym, co można zmienić, ulepszyć, jakie mamy na to wspólnie pomysły... Nasi wspólpracownicy się cieszą, kiedy wiedzą, że mają na coś wpływ i ich pomysły są brane pod uwagę.

Psychologia w biznesie to jest ten miękki aspekt zarządzania, którym się zawsze interesowałam i który wykorzystujemy w naszej firmie. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze do tego, żeby osiągnąć taką dobrą równowagę w kontaktach z naszymi współpracownikami.

Nie wszystkie firmy tak działają, ale nam nie zależy na tzw. zarządzaniu zza biurka, kiedy nie zna się w ogóle prawdziwych realiów funkcjonowania firmy.

Oprócz pandemii, było na pewno dużo innych, trudnych momentów w historii firmy...

Roma: Jasne. Miałyśmy kilka takich momentów, że wszystko wisiało już na włosku. Ten biznes ma, tak naprawdę, dwie twarze. Jest z jednej strony bardzo piękny i wdzięczny; wydaje się, że tylko sobie tworzysz, projektujesz, a potem sprzedajesz. I ogólnie masz cudowną, kreatywną pracę, w której co chwila się coś dzieje. I to jest ta pozytywna strona mody, którą ja bardzo kocham.

A potem przychodzi zderzenie z rzeczywistością, która już nie jest taka piękna. Bo jak nie sprzedasz, nie trafisz z kolekcją, to masz duży problem.

Wielu naszych znajomych pukało się często w głowę radząc nam, żebyśmy sobie dały spokój. Bo czasem naprawdę miałyśmy zero życia i musiałyśmy się mocno pozbierać. I to były ważne momenty, które zweryfikowały naszą wytrwałość. Ale my wierzyłyśmy w to, co robimy i nie poddałyśmy się.

Oczywiście, te trudne chwile i stresy dużo nas nauczyły. Nie podejmujemy już takich decyzji „na hurraaaaa”. Więcej jest przemyślanych działań.

Jaka jest więc według Was największa siła i wartość marki blue shadow?

Sara: Trendy trendami, ale my jesteśmy wolną, niezależną marką. I to jest nasza największa siła.

Ponadto, szczerze interesujemy się tym, co się dzieje wokół nas. Z tego powodu chcemy być, na przykład, coraz bardziej eko i bliżej natury, nie chcemy przyczyniać się więcej do produkcji plastiku, poliestru... Wsłuchiwanie się w otoczenie sprawia, że nikt nas do niczego nie zmusza. Wszystkie decyzje podejmujemy sami, niezależnie od nikogo.

Roma: Naszą największą siłą jest też to, że całą kolekcję w dalszym ciągu tworzymy my. Ten styl jest spójny, konsekwentny, bo nie oddajemy go innym ludziom do projektowania. A nasze klientki są już przyzwyczajone do tego stylu, bo mają coś podobnego w swoim serduchu. I dobrze im z tym... podobnie jak nam.

Udało Wam się wyjść obronną ręką z trudnego czasu pandemii. Jakie pozytywne rzeczy zadziały się w Waszej firmie w ostatnim czasie?

Roma: Jeszcze przed pandemią miałyśmy takie nasze wspólne marzenie... Żeby mniej więcej za dwa lata mieć taką prawdziwą siedzibę w jednym miejscu: własną krojownię, szwalnię, całą logistykę. I żeby nasze biura też tam były. Żebyśmy mogły codziennie zejść i przywitać się ze wszystkimi, przegadać to wszystko z nimi na żywo, a nie tylko przez Skype. I to nam się udało zrealizować w tym roku, bo przeprowadziliśmy się w maju do nowego miejsca.

Sara: A całkiem niedawno zdarzyła się inna, niesamowita rzecz. Po tak długim czasie robienia wielu rzeczy na odległość, zorganizowaliśmy integrację dla współpracowników firmy ze wszystkich działów. Przyjechali nawet Ci, którzy pracują z nami zdalnie z zagranicy i było w sumie niemal 60 osób. Taka mała, a jakże ważna rzecz...

 


 

SARA

 

Sara

 

W blue shadow zajmuje się stroną kreatywną. Jest absolwentką SAPU - Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru w Krakowie oraz kierunku choreografia i taniec Akademii Muzycznej w Łodzi. Fascynuje ją wpływ ruchu na nasze ciało i jest zdecydowaną fanką „czarnych” rytmów. Interesuje się też psychologią, samorozwojem i naturopatią. Uwielbia podróże: te dalekie i te bliskie. Może dlatego, że kiedyś była stewardesą. Potrafi łyżką zjeść słoik Nutelli w jeden dzień. Ma niesfornego psa Hugo, rasy golden retriever, którego kocha ponad życie.

 

ROMA

 

Roma

 

Starsza z sióstr, która łączy świat artystyczny ze sprawami organizacyjnymi. Chciała być aktorką i psychologiem dziecięcym. W rezultacie skończyła zarządzanie i marketing na Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlowej. Jej pasją jest jazda konna, ale interesuje się też wspinaczką górską. Wtajemniczeni twierdzą, że robi najlepsze na świecie tiramisu. Uwielbia śpiewać – podobnie jak jej 10-letni syn Oskar. Chciałaby kiedyś pojechać na Antypody.

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper Premium